MKS FunFloor Lublin wchodzi w ostatnią fazę przygotowań do sezonu ORLEN Superligi Kobiet. Biało-zielone pod okiem nowego sztabu szkoleniowego solidnie przepracowały letnią przerwę i niebawem będą gotowe na nowe wyzwania. Efekty widać gołym okiem.

Lubelskie szczypiornistki wróciły do treningów w drugim tygodniu lipca. Biało-zielone trenowały w hali MOSiR i innych lubelskich obiektach. Na niemal każdy dzień pierwszej fazy przygotowań lublinianki miały zaplanowane po trzy treningi dziennie. Pierwsze trzy tygodnie to przede wszystkim okres wzmożonej pracy nad motoryką, taktyką i techniką indywidualną.

– Jest nowy trener, nowe komunikaty, sporo nowych zawodniczek. Na pewno ta sytuacja jest dla drużyny wymagająca i trudna. Uczymy się siebie. Tych nowych komunikatów jest dużo, ale dziewczyny przyswajają wiedzę bardzo szybko. Wszystkim nam zależy na tym, by się rozwijać i prezentować coraz lepszy handball. Wszyscy bardzo mocno się staramy, żeby każdy trening był po coś i był optymalnie wydajny – mówi trenerka wicemistrzyń Polski, Edyta Majdzińska.

– Nowych rzeczy jest dużo. Rzeczy, z którymi nie miałyśmy do tej pory do czynienia. Trenerka zwraca uwagę na najmniejsze szczegóły. Istotne jest poruszanie się po parkiecie, ustawienie ręki przy rzucie. Pracujemy nad każdym detalem. Z treningu na trening skupiamy się na tych rzeczach mocniej, by nasza praca przyniosła efekty – dodaje zawodniczka biało-zielonych, Daria Szynkaruk.

Od samego początku plan przygotowań wyglądał imponująco. Szczególnie ze względu na dużą ilość zaplanowanych sparingów. Do 20 sierpnia biało-zielone rozegrały aż 12 gier kontrolnych. Większość z nich za granicą. 22-krotne mistrzynie Polski wzięły udział w turniejach towarzyskich w Rumunii i na Słowacji. Tam mierzyły się z klasowymi zespołami, reprezentującymi różne oblicza europejskiego handballu.



– Najważniejszym elementem gier kontrolnych był fakt, że grałyśmy z bardzo wymagającymi rywalami. Podczas naszego dziesięciodniowego wyjazdu do Rumunii i Słowacji skonfrontowałyśmy się z zespołami z ligi węgierskiej, czesko-słowackiej, rumuńskiej. Byli to bardzo wymagający rywale. Musiałyśmy się wykazać wysokim poziomem koncentracji. Jednocześnie mogłyśmy przetrenować bardzo wiele wariantów taktycznych zarówno w obronie, jak i w ataku. Jestem bardzo zadowolona z tego, że mogłyśmy w tak krótkim czasie rozegrać tak wiele wymagających spotkań – przyznaje trenerka MKS-u.

– Z meczu na mecz widać było coraz większą łatwość poruszania się, lepszy timing, lepszą komunikację. Dla mnie wyniki w samej Rumunii nie były bardzo istotne. Te mecze momentami były jednak bardzo dobre. Zapewniam, że fragmentami nasz zespół prezentował naprawdę dobrą piłkę ręczną. Mimo porażek w niektórych starciach. Granie z wymagającym rywalem przyniosło efekty. Jeśli w starciu z tak mocnym przeciwnikiem wychodziły nam pewne elementy, to jestem przekonana, że wyjdą nam one także w naszej Superlidze – dodaje.

– Na pewno minione sparingi były bardzo owocne. Szczególnie ze względu na klasę naszych rywalek. Mogłyśmy zderzyć się z zespołami z górnej półki. To były mocne drużyny, które prezentują wysoki poziom piłki ręcznej. Dla nas te mecze kontrolne były bardzo wartościowe. Przećwiczyłyśmy różne warianty w starciach z mocnymi przeciwnikami. Prawie każdy z naszych rywali prezentował inny styl gry. Przetrenowałyśmy obronę i atak na tle drużyn, które stawiały trudne warunki. To musi zaprocentować – twierdzi Szynkaruk.

– Uważam, że w Rumunii też zagrałyśmy bardzo dobre mecze. Może zabrakło w jednym spotkaniu szybkiego powrotu do obrony, w drugim innych szczegółów. My wiemy, że musimy nad nimi pracować. Wyciągnęłyśmy wnioski i na Słowacji wyglądało to inaczej, lepiej. Przeanalizowałyśmy zapisy wideo każdego ze spotkań. Wiedziałyśmy, nad czym musimy pracować i skupiłyśmy się na konkretnych elementach – dodaje skrzydłowa.

Niezwykle napięty kalendarz gier kontrolnych mógł rodzić pytania o ryzyko przedsezonowych kontuzji. Nowych urazów w zespole jednak nie ma. Jest to zasługa dopracowanego planu przygotowań, a także inwestycji dokonanych w obszarze odnowy biologicznej. Ten aspekt był niezwykle istotny dla władz klubu, które wykonały szereg działań, mających na celu podniesienie poziomu regeneracji. – Kwestia rehabilitacji w lubelskim klubie jest dla nas kluczowa. Dokonaliśmy szeregu inwestycji związanych z podniesieniem poziomu fizjoterapii. Therabody, system Game Ready i wiele innych urządzeń pojawiło się w naszych gabinetach. W tym innowacyjne urządzenie do regeneracyjnych kąpieli w zimnej wodzie. Współpraca z Akademickim Centrum Fizjoterapii przy Akademii Nauk Stosowanych im. Wincentego Pola w Lublinie stanowi mocne domknięcie naszych działań związanych z regeneracją – mówił Prezes Zarządu MKS Lublin S.A., Tomasz Lewtak. Warto dodać, że lublinianki korzystają także z komory tlenowej normobarycznej, dzięki współpracy z placówką położoną przy ul. Abramowickiej 214 A w Lublinie.



– Jesteśmy zdrowe. Oby jak najdłużej. To jest oczywiście sport, więc wszystko może się zdarzyć. Mamy dobrą odnowę. Fizjoterapeuci o nas dbają. Trener od przygotowania motorycznego również. Wydaje mi się, że wszystko jest robione z głową i nie mogę powiedzieć, że jesteśmy „zajeżdżane” na treningach. Zdarzają się oczywiście choroby, przeziębienia, naciągnięcia. Tego nie da się uniknąć – zaznacza Daria Szynkaruk.

– Nowych kontuzji w zespole nie ma. Pierwsze gry kontrolne rozegrałyśmy po trzech tygodniach przygotowań. Pierwsze tygodnie to był okres przygotowania motorycznego. Objętościowo dużo pracowałyśmy głównie nad tym, by poprawić motorykę. Potem weszłyśmy w etap sparingów. Te gry są nam bardzo potrzebne. Za nami także turniej w naszej hali. Przed nami kolejne gry z super-wymagającym rywalem, czyli ekipą z Final Four minionej edycji Pucharu EHF, Thuringerem HC. To zespół, który prezentuje inny styl gry. Bardzo mocny przeciwnik. Już nie mogę się doczekać tych gier kontrolnych – zapowiada trener Majdzińska.

Niezwykle istotną rolę w budowaniu formy lublinianek odegrał nowy trener przygotowania motorycznego, Piotr Maruszewski. Sprowadzenie do lubelskiego klubu szkoleniowca, do tej pory związanego głównie z lekkoatletyką, okazało się strzałem w dziesiątkę. Nasze szczypiornistki doceniają pracę z trenerem i jego innowacyjne metody. – Czujemy się szybsze, mocniejsze i silniejsze w każdym aspekcie. Szczególnie widać nastawienie na szybkość. Sparingi pokazują efekty naszej pracy. Zwracamy uwagę na drobne elementy przy bieganiu, przy technice biegu i skoku. Zagłębiamy się w to coraz mocniej i widać tego efekty – przyznaje Szynkaruk.

Trener Maruszewski jest daleki od odcinania kuponów i zapewnia, że to dopiero początek pracy nad formą biało-zielonych. – Nie wiem, czy powinniśmy już mówić o tym, że zawodniczki są silniejsze, szybsze i mocniejsze, bo przestanę być potrzebny i mnie zwolnią z pracy (śmiech). Tak serio, to wszystko idzie zgodnie z planem. Od strony przygotowania motorycznego, kondycyjnego postępujemy zgodnie z planem. Podzieliliśmy sobie okres przygotowań na czas przed wyjazdem i po przyjeździe. Tę objętościowo największą pracę wykonaliśmy jeszcze przed turniejem w Rumunii. To nie były łatwe dni. Teraz kontynuujemy, skupiając się przede wszystkim na parametrach szybkości i mocy. To jest kluczowe. Te elementy należą do najważniejszych, ale nie da się powiedzieć, co jest najważniejsze. Drużyna to maszyna mechanizmów połączonych. Stawiamy jednak na szybką lokomocję na placu gry. To obecnie staje się pierwszoplanowym zadaniem i fundamentem szybkościowego układania gry. Taktyka ma być szybka. Gra ma być szybka. By tak było, muszą być do tego odpowiednio przygotowane narzędzia, czyli szybkie nogi – tłumaczy szkoleniowiec.

– Obciążenia na tym etapie są inne, ale nie mniejsze. One się intensyfikują. Za nami okres akumulacji, czyli pracy na nieco większych objętościach, łącznie z wyjazdem, który był ciężkim wyzwaniem fizycznym. Teraz objętościowo jednostki nie będą podnoszone. Intensywność jednak idzie w górę. Moc ma być coraz większa. Siła ma rosnąć. Iskra pod nogą ma być coraz bardziej widoczna. Nasze skrzydłowe faktycznie są bardzo szybkie. Jest jednak wciąż miejsce na poprawę wyników. Na tę pozycję rzeczywiście zwracam szczególną uwagę, bo skrzydłowe charakterem wyzwań i wymagań najbardziej są zbliżone do lekkoatletek, z którymi pracuję. Jestem bardzo zadowolony z ich dynamiki i pracy, jaką wykonują na siłowni. To jest bardzo specyficzny trening siłowy. Wiem, że takiego jeszcze nie doświadczyły. Jest bardzo mocno inspirowany treningiem sprinterskim. Metodą prób i błędów wypracowałem takie metody treningu siłowego, które zwiększają szybkość biegu. Szybkość to jest szybkość. Ludzkie ciało to jest ludzkie ciało. Grawitacja jest jedna. Niezależnie od tego, czy mówimy o biegu na sześćdziesiąt, sto metrów, przez płotki, czy o szybkiej skrzydłowej, która biega na krótszym odcinku – dodaje.



– Moje korzenie są mocno osadzone w lekkiej atletyce, a konkretnie w sprincie. Jestem specjalistą od szybkości z udokumentowanym rekordem. W mojej filozofii nie schodzimy z obciążeń, by łapać świeżość. Poza tym pierwszym etapem, w którym budowaliśmy wydolność. W tej chwili, by noga była szybka przez cały rok, obciążenia muszą być intensywne przez cały rok. Możemy żonglować innymi parametrami, jak przerwy wypoczynkowe, czy gęstość jednostek treningowych w trakcie tygodnia. Intensywność rozumiana jako duże ciężary przemieszczane z wysokimi prędkościami musi wciąż rosnąć. Do końca sezonu. By rozegrać mecz, dwa lub nawet trzy mecze w tygodniu, organizmy muszą być przygotowane. Muszą być gotowe, by utrzymać bardzo wysoką intensywność gry co dwa, trzy dni. Chcemy podnosić parametry szybkościowe w rozumieniu szybkiego przemieszczania się po parkiecie – kończy trener przygotowania motorycznego lublinianek, Piotr Maruszewski.

Kolejną nową postacią w lubelskim sztabie szkoleniowym jest trener bramkarek, Tomasz Błaszkiewicz. Jest on jednym z najlepszych krajowych specjalistów w swoje dziedzinie. To on stoi za rozwojem sportowym bramkarzy mistrzów Polski z Barlinek Industrii Kielce. Teraz z jego wiedzy i doświadczenia korzystają Weronika Gawlik, Paulina Wdowiak i Karolina Osowska.

– Bramkarki lubelskiego MKS-u to zdecydowanie wysoka półka. Mamy tu do czynienia z mixem doświadczenia i młodości. Szkoleniowo jest to dla mnie fajny przegląd, fajne wyzwanie i pole do realizacji. Dziewczyny są chętne do pracy. Plan dla każdej z nich należy układać indywidualnie, bo każda z nich jest inną bramkarką, na innym etapie swojej kariery. Różnią się nawet ćwiczenia na siłowni, które wykonują poszczególne zawodniczki. Weronika jest bardzo otwarta mimo dużego stażu. Ma już swoje nawyki, ale dopracowujemy detale. To bardzo inteligentna bramkarka i chłonie wiedzę nie tylko pod kątem zawodniczki, ale i pracy szkoleniowej. Pracujemy nad siłą Pauliny i układamy jej grę. Karolina natomiast jest zawodniczką do ukształtowania. Treningi są urozmaicone i szczególnie zindywidualizowane. Te dziewczyny chcą trenować i praca z nimi daje dużą frajdę. Efekty tej pracy są już widoczne, chociażby w kontekście ustawienia w bramce. Poruszanie się i współpraca z blokiem, zamykanie stref, technika. Zaczyna to coraz lepiej funkcjonować. Wiedzą, co mają robić. Jeszcze nie zawsze to wychodzi idealnie. Na to potrzeba czasu. To jest proces, ale wszystko idzie w dobrym kierunku – tłumaczy trener Tomasz Błaszkiewicz.

– Okazuje się, że mimo dwudziestokilkuletniego doświadczenia w bramce, można się czegoś nowego nauczyć i na pewne rzeczy spojrzeć inaczej. Widzę pewne miejsca do poprawy. Nie będzie to łatwe, bo mam swoje nawyki i wyrobione zachowania przy interwencjach. Na pewno jednak trener Tomek dużo mi pokazał i otworzył oczy na pewne elementy. Czuję, że są to ciekawe rzeczy, na które wcześniej trenerzy nie zwracali mi uwagi. Jednocześnie czuję, że mogą one wpłynąć na jakość gry – zauważa kapitan lubelskiej drużyny, Weronika Gawlik.



Jednym z większych zmartwień sztabu szkoleniowego tego lata były braki na pozycji obrotowej w lubelskiej drużynie. Po sezonie do drużyny dołączyła reprezentantka Polski, Aleksandra Olek i wydawało się, że pozycja „kołowej” jest obsadzona bardzo mocno. Niestety zawodniczka doznała kontuzji zerwania więzadeł krzyżowych. Z identycznym urazem boryka się Romana Roszak, która w minionym sezonie często była przesuwana z rozegrania na „koło”. Nominalna obrotowa, Marysia Szczepaniak niemal cały miniony sezon straciła także ze względu na tę właśnie kontuzję. Ponadto na dłuższy czas ze składu wypadła Joanna Andruszak, która spodziewa się dziecka. Edyta Majdzińska musiała szukać nowych rozwiązań.

– Z racji kontuzji Oli Olek musiałam się na coś zdecydować. W tej chwili centralnymi obrońcami na popularnych „trójkach” są Patrycja Noga i Dominika Więckowska. To są moje dwie optymalne obrotowe. Maria Szczepaniak super radzi sobie w ataku. To młoda zawodniczka po kontuzji. Wciąż nie dostaje ode mnie jednak wielu szans w obronie. Dla Dominiki na pewno jest to bardzo trudna sytuacja. Jest obecnie nominalną obrotową, bo na coś musieliśmy się zdecydować. Nie mogłam sobie pozwolić na granie jedną kołową, bo Patrycja ma jedno zdrowie. Jeden gracz nie może grać zawsze pełnych sześćdziesięciu minut. Trzeba rotować. Dominika bardzo urosła w moich oczach, bo przyjęła ten plan bardzo spokojnie mimo tego, że jest to dla niej niekomfortowa sytuacja. Nie zamykamy jej oczywiście na tej pozycji. Dominika trenuje jako obrotowa, a także na rozegraniu. Oczywiście wróci na swoją nominalną pozycję. Obecnie jednak jest to zawodniczka, która pracuje w centralnym sektorze obrony i z tego położenia gra w ataku na obrocie – tłumaczy szefowa lubelskiego sztabu szkoleniowego.

Rozgrywająca biało-zielonych, w której nadzieję widzi trenerka, nie boi się postawionego przed nią wyzwania. Dominika Więckowska pracuje nad adaptacją w nowej roli. – Nieobecność naszych nominalnych obrotowych to trudna sytuacja dla drużyny. Została właściwie tylko Pati i wracająca po kontuzji Marysia – wylicza zawodniczka.

– Sytuacja kadrowa zmusiła trenerkę do przesunięcia mnie na pozycję kołowej. Na samym początku współpracy zapoznała mnie ze swoim planem. Dla naszej trenerki defensywa jest bardzo ważna, a ja chcę pomóc drużynie. Nie rezygnuję z gry w rozegraniu. Większość czasu treningowego poświęcam jednak grze „na kole”. Staram się przyswoić jak najwięcej, by złapać w kontekście nowej pozycji doświadczenie. Nie boję się nowych rzeczy i odnajduję się w tej roli. Lubię się trochę „pobić” na parkiecie. Mam trochę siły, a nabieram jej jeszcze więcej, o co dba m.in. trener Maruszewski. To dla mnie zupełnie inna perspektywa, która w przyszłości pomoże mi stać się też lepszą rozgrywającą. Mam też nieco inne spojrzenie, bo grając w defensywie, wiem jak zachowa się zawodniczka na rozegraniu – zauważa popularna „Doma”. 

– Widzę duże postępy motoryczne u Dominiki. Obecnie chcę by spełniała moje wymagania w defensywie. W tym zakresie mam wobec niej duże oczekiwania. Dominika wie, że to jest dla mnie teraz najważniejsze. Zdaję sobie sprawę z tego, że w dwa miesiące nie zrobimy kołowej z rozgrywającej. Bardzo bym jednak chciała, by była naszą ostoją w obronie – wierzy w swoją podopieczną Majdzińska.



Rehabilitacja kontuzjowanych zawodniczek idzie zgodnie z planem. Najszybciej do gry powinna wrócić Romana Roszak. Trudno jednak oczekiwać, by jeszcze w tym roku niezłomna rozgrywająca wróciła do optymalnej formy. Rokowania są dobre, ale sztab szkoleniowy zachowuje umiarkowany optymizm. – Jeżeli Ola Olek wystąpi pod koniec tego sezonu, to ja będę bardzo zadowolona. Po kontuzji więzadeł krzyżowych tak naprawdę nigdy nie wiemy, czy przerwa potrwa sześć miesięcy, czy więcej. Każdy zawodnik przechodzi to inaczej. Na razie stan zdrowia Oli, a także Romki Roszak jest po zabiegach naprawdę super. Nie chcę jednak składać jednoznacznych deklaracji dotyczących ich powrotów – mówi trenerka biało-zielonych.

Przed lubliniankami jeszcze ponad dwa tygodnie przygotowań. Już w najbliższy weekend w Niemczech rozegrają sparingi z mocną ekipą z Bundesligi, Thuringer HC. Później czeka je jeszcze gra kontrolna z superligową MKS Piotrcovią Piotrków Trybunalski. Pierwszy mecz nowego sezonu rozgrywek krajowej elity rozegrają 12 września. Przygotowania idą zgodnie z planem. Sztab szkoleniowy dba o to, by zespół był gotowy na start sezonu. Trzymamy kciuki, by wszystko szło zgodnie z nakreślonym kierunkiem i drużyna nie napotkała niespodziewanych przeszkód.