Kościan. Miasto na południe od Poznania, liczące niecałe 25 tysięcy mieszkańców. Dominują dwie dyscypliny sportowe – piłka nożna („Obra”) i piłka ręczna („Tęcza”). Po sąsiedzku, w Lesznie, kusi jeszcze żużel („Unia”), ale do jazdy na motocyklu Michałowi Jureckiemu brakowało… odpowiednich warunków (był za wysoki). Sympatia do „czarnego sportu” jednak pozostała i w wolnych chwilach pojawia się na stadionie albo ogląda mecze w telewizji.

Michał Jurecki postawił na piłkę ręczną i na pewno nie żałuje. Duża w tym zasługa starszego o pięć lat brata – Bartosza – który przecierał mu szlaki najpierw w miejscowym klubie Tęcza, a później w Chrobrym Głogów i reprezentacji Polski. Niewiele osób pamięta, że przez kilka lat występowali nawet na tej samej pozycji, zanim Bartosz na dobre przesunął się do pierwszej linii i zaczął grać jako obrotowy.

Michał szybko ujawnił ogromny talent i jeszcze przed 19. urodzinami został zawodnikiem Chrobrego Głogów, występującego w Ekstraklasie (obecnie ORLEN Superliga). Chyba nikt wtedy nie przypuszczał, że trzy lata później klub, między innymi z Michałem Jureckim w składzie, odniesie swój największy sukces w historii.  

Przed sezonem 2005/06, który zakończył się zdobyciem srebrnego medalu, trudno było w Głogowie o optymizm. Drużyna przegrała wszystkie mecze sparingowe! Spotkania o stawkę wyglądały jednak zupełnie inaczej, w czym duża zasługa Michała Jureckiego.  

W półfinale play-off Chrobry okazał się lepszy od VIVE Kielce (Michał Jurecki rzucił w sumie kilkanaście bramek). Tamte mecze okazały się dla naszego bohatera przepustką do kolejnego transferu, tym razem do… Kielc. Z Chrobrym pożegnał się po finale, gdzie wprawdzie lepsza okazała się Wisłą Płock, ale srebrny medal przyjęto w klubie z ogromną radością.

Jeszcze grając w Głogowie zadebiutował w reprezentacji Polski, prowadzonej przez trenera Bogdana Wentę. Tutaj również szybko stał się ważną częścią drużyny, która w 2007 roku zdobyła srebrny medal podczas mistrzostw świata rozgrywanych w Niemczech. Nie był może jeszcze wtedy pierwszym wyborem selekcjonera, ale gdy musiał wejść na boisko i pomóc reprezentacji, z zadania wywiązywał się znakomicie.

Przykładem półfinałowe spotkanie z Danią. Po 60 minutach remis 26:26; po pierwszej części dogrywki również remis (30:30). Bogdan Wenta przypomniał sobie o młodym rozgrywającym z Kościana. Zanim posłał go na boisko, zapytał: „Jesteś gotowy?”, na co Michał Jurecki odpowiedział: „Jestem gotowy od urodzenia”. I rzeczywiście, rzucił kluczowe bramki, a biało-czerwoni awansowali do finału.

Podczas tego turnieju zwrócił na siebie uwagę przedstawicieli czołowych klubów Bundesligi. Po zaledwie jednym sezonie spędzonym w Kielcach, został zawodnikiem HSV Hamburg, ówczesnego wicemistrza Niemiec. Nie był tam jedynym Polakiem – od dwóch sezonów w HSV grał również Krzysztof Lijewski.

Niestety, w Hamburgu nie rozwinął skrzydeł i miał niewielki wkład w zdobycie brązowego medalu. Nie chciał dłużej czekać na swoją szansę i po zaledwie jednym sezonie ponownie zmienił otoczenie – został zawodnikiem TuS N-Luebbecke. Tam bardzo szybko stał się wiodącą postacią. Miał obok siebie innych reprezentantów Polski – Artura Siódmiaka oraz Tomasza Tłuczyńskiego.  

Pewnie grałby w tym zespole jeszcze przez wiele sezonów, gdyby nie odezwał się do niego Bogdan Wenta. Prowadził już wtedy nie tylko kadrę, ale także VIVE Kielce. Budował drużynę, która miała się liczyć zarówno w kraju, jak i w europejskich pucharach. Stąd transfery do Kielc wielu reprezentantów Polski. 

Działacze TuS N-Luebbecke żegnali Jureckiego z wielkim żalem. W VIVE zaczął nowy rozdział. Podobnie jak w przypadku swoich początków w Głogowie i reprezentacji Polski, tak i tym razem nie przypuszczał, że powrót do Kielc przyniesie mu aż tyle pięknych chwil.  

Do kolekcji złotych medali mistrzostw Polski i Pucharów Polski, dołożył również sukcesy w EHF Lidze Mistrzów – dwukrotnie trzecie miejsce (2013, 2015) i zwycięstwo w 2016 roku, po szalonym spotkaniu przeciwko węgierskiemu Veszprem.

W tamtym momencie był już jednym z najbardziej utytułowanych zawodników w historii polskiej piłki ręcznej. Z reprezentacją Polski zdobył wcześniej jeszcze dwa brązowe medale mistrzostw świata – w 2009 i 2015 roku. Do pełni szczęścia brakowało ciągle jednego – medalu olimpijskiego.  

Kilka tygodni po wygraniu Ligi Mistrzów był bardzo blisko spełnienia największego marzenia każdego sportowca. Podczas igrzysk w Rio de Janeiro reprezentacja Polski, prowadzona przez trenera Tałanta Dujszebajewa, zajęła czwarte miejsce. Niestety, Michał Jurecki oglądał decydujące mecze turnieju z ławki. W fazie grupowej doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry w kolejnych meczach.

– Po igrzyskach w Rio wiele osób mówiło, że gdyby nie moja kontuzja, na pewno wrócilibyśmy z medalem. Tego już się nie dowiemy – przyznał oceniając swoją karierę na stronie Związku Piłki Ręcznej w Polsce.

To był jego ostatni wielki turniej w reprezentacji Polski. W mistrzostwach świata w 2017 roku nie wystąpił z powodu kontuzji, a kilka miesięcy później zakończył karierę w drużynie narodowej.  

Wprawdzie następny selekcjoner, Piotr Przybecki, próbował go nakłonić do zmiany decyzji, ale bez powodzenia. Po 12 latach, zdobyciu trzech medali MŚ, występach na dwóch igrzyskach olimpijskich, Michał Jurecki definitywnie pożegnał się z reprezentacją.  

Mógł się skupić wyłącznie na karierze klubowej. W 2019 roku podjął jeszcze jedną próbę podboju Bundesligi, tym razem w barwach SG Flensburg-Handewitt. Niestety, podobnie jak wiele lat wcześniej w Hamburgu, tak i tutaj nie był zadowolony z roli, jaką odgrywał w zespole. Chciał być jej liderem i w ataku, i obronie, a musiał się zadowalać na boisku epizodami. Ostatecznie na północy Niemiec spędził tylko jeden sezon i wrócił do Polski. Wciąż chciał się bić o medale, ale na poważnie, a nie jako statysta.

Transfer do Azotów Puławy wywołał w ORLEN Superlidze duże poruszenie.

– O co chcesz walczyć z nowym klubem?

– Oczywiście o medal.

– Brązowy czy srebrny?

– Zobaczymy, co przyniesie sezon. Na pewno chcielibyśmy go zakończyć na podium.

– A który zawodnik zostanie MVP?

– Ja! Wiem, wiem… Zaraz ludzie powiedzą, że Jurecki to narcyz.

Za jego słowami poszły też czyny. Został wybrany kapitanem Azotów, był motorem napędowym w ataku, ciężko pracował w obronie. Nie było dla niego straconych piłek.  

Taki przykład. Jego pierwszy sezon w Puławach, domowy mecz z MMTS Kwidzyn. W pewnym momencie Azoty prowadzą już różnicą 17 bramek, ale nadal atakują i chcą powiększyć przewagę. Piłka została odbita przez obrońców MMTS-u. Michał Jurecki niczym sprinter ruszył za nią i zatrzymał chwilę przed opuszczeniem boiska. Był tak szczęśliwy, jakby zdobył zwycięską bramkę. Było warto?

– Wynik był dla mnie bez znaczenia. W każdej minucie meczu trzeba dawać z siebie maksimum. Czy wysoko przegrywasz, czy prowadzisz, musisz szanować każdą piłkę – tłumaczył.

Gdy na koniec sezonu zajął z Azotami trzecie miejsce, mówił z kolei: – Ten brąz smakuje lepiej niż niejedno złoto.

W kolejnym roku dołożył kolejny brązowy medal i na tym zamknęła się jego bogata kolekcja trofeów.

W październiku oficjalnie zakończył karierę. – Na moją decyzję złożyło się wiele czynników, ale tym głównym jest zdrowie – tłumaczył w rozmowie z TVP Sport. – Gdy człowiek trzy razy łamie kość praktycznie w tym samym miejscu, to daje to do myślenia. Te wszystkie lata na boisku, na siłowni z ciężarami czy na stadionie biegając – to w końcu dało się we znaki. Zdrowie jest najważniejsze, a to, że kończę karierę nie znaczy, że nie będę go już potrzebował. Dlatego postanowiłem się pożegnać.

Jeszcze w tym samym miesiącu został przedstawiony jako dyrektor sportowy Industrii Kielce. – Moja kariera przebiegała bardzo szybko, teraz jest podobnie – mówił Michał Jurecki na pierwszej konferencji prasowej w Kielcach, na której wystąpił w nowej roli. – Ledwo ją skończyłem, a mam już nową funkcję. Doskonale zdaję sobie sprawę, że przede mną ogromne wyzwanie. Ale tak jak na parkiecie, tak teraz będę dawał z siebie wszystko.

Na razie będzie się spełniał jako dyrektor sportowy, ale nie można wykluczyć, że będzie chciał się sprawdzić jeszcze w innej roli. Zwłaszcza, że kilka miesięcy temu mówił tak: – Nie ukrywam, że po zakończeniu kariery chciałbym zostać trenerem. Wykonałem już pierwsze kroki, uzupełniam stale swoją wiedzę, przede mną kolejne szkolenia. Układam sobie w głowie plan, jak miałaby grać moja drużyna.

Kto wie, może za kilka lat znów będzie miał okazję współpracować z bratem Bartoszem? Już nie na boisku, ale na ławce trenerskiej. Michał zapewnia, że nie miałby kłopotu, aby w tym duecie być numerem „dwa”.

– Często rozmawiamy o piłce ręcznej. Mamy podobne spojrzenie na dyscyplinę. To chyba bardzo ważne, aby pierwszy trener i jego asystent mieli podobną koncepcję. Nie może być tak, że asystent jest zwolennikiem innego stylu niż pierwszy trener.

Z kolei Bartosz Jurecki, obecnie trener Corotop Gwardii Opole, zapytany czy chciałby kiedyś poprowadzić drużynę wspólnie z bratem Michałem, odpowiedział bez wahania: – Tak!